Za dzieciaka każdy z nas wyczekiwał Świąt Bożego Narodzenia z jednego głównego powodu. Prezentów! Takie są fakty i proszę tutaj nie mówić, że to wierutne kłamstwo. Jednak im starsi jesteśmy, tym priorytety coraz bardziej się zmieniają. Bez wątpienia należą do nich spędzenie czasu z rodziną, z którą nie widzimy się na co dzień czy przetestowanie wrażliwości naszych kubków smakowych nowymi potrawami. Prezenty ciągle kochamy dostawać, ale równie mocno kochamy je dawać. Każdy z nich może okazać się przecież wyjątkowym. Takim, do którego po wielu latach my lub nasi bliscy będą wracać wspomnieniami z wielkim sentymentem. Takim prezentem były dla mnie Gwiezdne Wojny nagrane jeszcze na kasety VHS.
Otwarcie pomalowanego na złoty kolor pudełka z trylogią było dla mnie pierwszą stycznością z tym kultowym już tworem George’a Lucasa. Miałem wtedy sześć lat. Pomimo rozrywkowego klimatu trylogii, wielu kwestii mój nie do końca jeszcze rozwinięty mózg nie potrafił pojąć. Nie przeszkodziło mi to pokochać Gwiezdnych Wojen. Do tego stopnia, że rok później w przeddzień rozpoczęcia mojego pierwszego roku szkolnego, mocno podbiłem sobie oko budując z krzeseł statek kosmiczny. Kilka lat później tyle razy przewijałem walkę na miecze świetlne pomiędzy Qui-Gon Jinnem, Obi-Wan Kenobim i Darthem Maulem, że zajechałem na śmierć kasetę z Mrocznym Widmem.
Po co w ogóle piszę takie rzeczy i dlaczego w pierwszych akapitach tego wpisu nie odnoszę się do jego tytułu? Zebrało mi się na takie wspominki, bo od ponad dwudziestu lat Gwiezdne Wojny po prostu są w moim życiu. Dlatego kiedy planowaliśmy naszą podróż do USA i dowiedziałem się, że w Disneylandzie otwiera się Star Wars: Galaxy’s Edge byłem wniebowzięty!
Gwiezdne Wojny w Disneylandzie – o co tu chodzi?
Wydzielona na terenie parku rozrywki wioska Galaxy’s Edge powstała w obydwu Disneylandach w Stanach Zjednoczonych w 2019 roku. Siedem lat wcześniej Disney wykupił prawa do Gwiezdnych Wojen tworząc w kolejnych latach filmy będące kontynuacją lub uzupełnieniem wcześniejszych tworów George’a Lucasa. Nie będę tutaj oceniał czy nakręcone produkcje stały się godnymi dodatkami do starwarsowego uniwersum. Zresztą należę do grupy osób nie będących do końca obiektywnymi w tym temacie. Zostawmy to na stwierdzeniu, że jedne podobały mi się bardziej, inne mniej, ale i tak byłem podjarany wszystkim wypuszczanym pod szyldem „Gwiezdne Wojny”. Wracając. Kwestią czasu było kiedy w parkach Disneya wybudowana zostanie osada mająca przyciągnąć zafascynowanych nią fanów Star Wars z całej galaktyki całego świata.
Tak jak wspomniałem, otwarcie Galaxy’s Edge nastąpiło w 2019 roku. W maju w Disneylandzie w Kalifornii, a w sierpniu w Disney’s Hollywood Studios na Florydzie. Pierwotnie terminy otwarcia miały być nieco późniejsze, ale zainteresowanie parkiem było na tyle duże, że postanowiono przyspieszyć cały proces. Nic dziwnego, w końcu Gwiezdne Wojny to oczko w głowie wielu dzieciaków i dorosłych! Jedynym minusem było to, że początkowo do użytku udostępniono tylko jedną z dwóch głównych atrakcji. Goście parków mogli wcielać się w załogę Sokoła Millennium w atrakcji Millennium Falcon: Smugglers Run. Niestety między innymi dla nas, przygodę Star Wars: Rise of the Resistance otwarto dopiero parę miesięcy później.
My odwiedziliśmy Disneyland w leżącym na południe od Los Angeles mieście Anaheim, dlatego wszystkie opisy tego co widzieliśmy i przeżyliśmy będziemy opierać na tym konkretnym parku. Zresztą wrzucanie tutaj sztywnych opisów z broszurek mijałoby się z celem. W końcu w takim miejscu chodzi przede wszystkim o wrażenia i emocje 😉
Galaxy’s Edge, czyli Gwiezdne Wojny w pełnej krasie
W trakcie tworzenia projektu postanowiono zapoznać pasjonatów Gwiezdnych Wojen z tajemniczą planetą Batuu. To własnie na planecie z obrzeży galaktyki miała toczyć się cała akcja filmu odgrywanego dzień po dniu w Disneylandzie. Ale jak to akcja filmu Łukasz? O czym Ty w ogóle piszesz? Już wyjaśniam 🙂
Chodząc po parku czujesz się jakbyś był na planie filmowym, naprawdę! To nie jest tak, że na środku Disneylandu rzucono dzieciom Sokół Millennium krzycząc „macie, bawcie się”. Całość została stworzona z niesamowitą dbałością o szczegóły, a niespodziewanie dodane akcenty tylko potęgują poczucie zadowolenia. Z głośników oczywiście rozbrzmiewa muzyka skomponowana przez nikogo innego jak Johna Williamsa. To co mnie najbardziej zaskoczyło i wkręciło w taką filmową atmosferę był rozgrywany na terenie Galaxy’s Edge scenariusz. W mieście ukrywają się członkowie Ruchu Oporu, a Najwyższy Porządek próbuje ich dorwać. Proste? Proste! A jak dodające smaczków całemu przedsięwzięciu.
Pomiędzy tłumem odwiedzających co chwilę można trafić na szturmowców zaczepiających i wypytujących ludzi o miejsce pobytu tajemniczego szpiega. Nie próbuj grać cwaniaka, a co więcej prosić szturmowców o zdjęcie. Nie ma na to najmniejszych szans. Kwestią priorytetową jest dla nich znalezienie szpiega. Chowaj się, kiedy do szturmowców dołącza Kylo Ren, bo takie akcje też się zdarzają. Nie mija chwila, a na znajdującej się na podwyższeniu platformie jeden z niewywiązujących się ze swoich zadań generałów zostaje podduszony, a poirytowany brakiem sukcesu Kylo znika w swoim statku.
Po drugiej stronie barykady mamy szansę spotkać inne znane postacie jak Chewbaccę czy Rey. Niestety tej przyjemności akurat tutaj nie doznaliśmy. Całkiem przypadkowo spotkałem za to Vi Moradi, główną przedstawicielkę Ruchu Oporu na planecie Batuu. Wywiązała się tutaj krótka rozmowa, w trakcie której dziewczyna odgrywająca swoją rolę ani na moment z niej nie wychodziła. I to są te detale!
Największe atrakcje Star Wars: Galaxy’s Edge
W jednym z poprzednich akapitów pisałem, że kiedy odwiedzaliśmy kalifornijski Disneyland w październiku zeszłego roku, do użytku nie została oddana jeszcze atrakcja Star Wars: Rise of the Resistance. Dlatego żeby o niej coś się dowiedzieć odsyłam na oficjalną stronę parku Disneya.
Millennium Falcon: Smugglers Run
Wejście na teren wioski i zobaczenie wiernej kopii Sokoła Millennium, najszybszej kupy złomu w całej galaktyce, praktycznie zwaliło mnie z nóg. Obchodziłem statek dookoła nie mogąc nacieszyć się tym, że istnieje on naprawdę! Pomyślcie jak świetnym uczuciem musiałoby być przelecenie się Sokołem… Pomyślcie, a potem to sprawdźcie! Właśnie to jest największą atrakcją Galaxy’s Edge. Szansa na zasiądnięcie za sterami Sokoła Millennium i wczucie się w rolę Hana Solo, Lando Calrissiana czy innego bohatera sagi, który kultowym statkiem przemierzał kolejne parseki galaktyki.
Trzeba zaznaczyć, że jest to jedna z najpopularniejszych atrakcji w całym Disneylandzie! Nie dziwią ciągłe kolejki i czas oczekiwania sięgający często nawet dwóch godzin. Słyszeliśmy, że warto uderzyć tam z samego rana zaraz po otwarciu, ale to w zasadzie tyczy się każdej bardziej popularnej atrakcji. My na wejście do Sokoła czekaliśmy około 75 minut, a byliśmy tam w środku dnia. Przydatna na pewno będzie oficjalna aplikacja Disneylandu, bo tam na bieżąco wyświetlany jest czas oczekiwania do każdej atrakcji. Ogólnie ta aplikacja to praktycznie konieczność, ale o tym napiszemy więcej w osobnym wpisie poświęconym ogólnie Disneylandowi.
Przelot przez uniwersum Gwiezdnych Wojen
Początkowo do wejścia na pokład czeka się w kolejce ustawiającej się w średnio atrakcyjnym miejscu. Potem przechodzi się do – nazwijmy to – złomowni pełnej różnych gratów. Są szkielety pojazdów kosmicznych, jest też stół do gry w sabaka z rozłożonymi kartami. Następnie docieramy do biura Hondo Ohnaki, byłego pirata. Ta animatroniczna postać wygląda bardzo realistycznie. Można pomyśleć, że to tak naprawdę aktor wcielający się w rolę intrygującej postaci. W końcu wchodzimy na pokład Sokoła Millennium i… „oh, my God!„. O takie Gwiezdne Wojny nic nie robiłem! Wszystko na pokładzie wydaje się być idealnym odwzorowaniem znanego z filmów statku. Przechodzimy klimatycznymi korytarzami natrafiając oczywiście na stanowisko do gry w Dejarika, znane z filmów holograficzne szachy. W końcu odbywa się najważniejszy moment, czyli losowanie miejsc w kokpicie.
W trakcie jednej symulacji przelotu Sokołem, w kokpicie usadzonych zostaje sześć osób. Mamy dwójkę pilotów, dwójkę strzelców i dwójkę mechaników. Nie muszę mówić, która rola jest najbardziej porządana. Niestety nie ma opcji wybrania roli, wszystko odbywa się drogą losowania. A w zasadzie uznania ze strony obsługi. Czekaliśmy na ten moment 75 minut i wyobraźcie sobie jak wielka była nasza radość, gdy wręczono nam… DWIE KARTY PILOTÓW!
W trakcie lotu na szybach kokpitu wyświetlana jest akcja. Czasami mieliśmy wrażenie, że dzieje się ona za szybko i ciężko skupić się na tym co widzimy. Sterowanie też wydawało się być często bardzo umowne. Niemniej kiedy z głośników zabrzmiało polecenie skoczenia w nadprzestrzeń i moim zadaniem było wykonanie tego polecenia… Co tu dużo mówić, kiedy pociągnąłem za wajchę i skoczyliśmy, w oczach miałem łzy szczęścia.
Lot Sokołem Millennium w praktyce
Sam przelot trwa niecałe 5 minut, co jest porównywalną długością do większości Disneyowskich atrakcji. Pewnie, że mogłoby trwać dłużej, ale cała symulacja potrafi też dać popalić naszym błędnikom i brzuchom. Jeśli macie chorobę lokomocyjną to przygotujcie się na niezłe wyzwanie! Po skończonym locie czeka nas wyjście z Sokoła, co robiliśmy najwolniejszym krokiem jak się da, żeby nacieszyć się statkiem do granic możliwości.
Savi’s Workshop – zbuduj swój miecz świetlny!
Każdy kto kocha Gwiezdne Wojny od dzieciaka marzył o posiadaniu własnego miecza świetlnego. W Galaxy’s Edge jest możliwość zbudowania własnej legendarnej broni i spełnienia tego marzenia. Wystarczy zapisać się na trwające około 20 minut zajęcia w Savi’s Workshop, w trakcie których złożymy miecz idealnie pasujący do nas. Ach, bym zapomniał! Za taką przyjemność trzeba zapłacić ponad 200$. Jak bardzo bym nie chciał wziąć udziału w tej ceremonii i opuścić Disneylandu ze swoim mieczem świetlnym, kwota była dla mnie po prostu zaporowa.
Droid Depot – opuść Galaxy’s Edge z własnym droidem!
Jeśli chcemy wyjść z ciekawą pamiątką z Galaxy’s Edge, możemy popatrzeć w kierunku warsztatu droidów. W Droid Depot można przejść przez cały proces tworzenia własnego droida. Oczywiście ta atrakcja jest również dodatkowo płatna i kosztuje ponad 100$. Do graciarni pełnej droidów można wejść bez ponoszenia kosztów i zobaczyć na stojące na półkach maszyny czy ludzi mających wielką frajdę z budowania swojego robota. Na tę atrakcję prędzej byśmy się zdecydowali, bo moglibyśmy wziąć udział w tym procesie we dwójkę. Jednak transport tego droida do Polski stanowiłby pewien problem, dlatego nacieszyliśmy się tym miejscem podglądając sam proces z boku.
Milk Stand – Gwiezdne Wojny mają kultowy napój!
Niebieskie mleko z Tatooine, czyli mleko pochodzące od Banthy. Kultowy napój, którego wręcz trzeba spróbować będąc w Galaxy’s Edge. Nie powiedziałbym, że dla walorów smakowych, a raczej dla samej celebracji tego momentu. Na stoisku Milk Stand można kupić właśnie niebieskie, ale też zielone mleko. Oczywiście z mlekiem wspólną to ma tylko nazwę, bo tak naprawdę są to takie sztuczno-owocowe szejki. Za każdy z nich trzeba zapłacić 8$, co jest ceną trochę z kosmosu. Jednak w końcu to Gwiezdne Wojny, więc ceny mogą być z kosmosu. Rozumiecie. Choć może powinienem zaznaczyć, że za napoje płacimy nie w dolarach, tylko w kredytach. Właśnie w tej starwarsowej walucie przeprowadzane są tutaj transakcje. Nie miałem o tym pojęcia i kiedy Pani Mleczarka poprosiła o osiem kredytów to nie kryłem zadowolenia.
Oga’s Cantina
Odpowiednik kantyny w Mos Eisley. Do środka kantyny nie jest łatwo się dostać, wskazane jest zrobienie rezerwacji. Przed wejściem o każdej porze dnia ustawia się spora kolejka, dlatego ostrzegam. My zrobiliśmy taki myk, że na sam koniec dnia poprosiliśmy o wpuszczenie nas do środka, żeby tylko rozejrzeć się po lokalu. Wszystkie miejsca siedzące przy stolikach i barze były zajęte, dlatego zrobiliśmy szybki rekonesans i posłuchaliśmy muzyki puszczanej przez droida R-3X pełniącego rolę DJa. To pierwszy lokal w Disneylandzie, który serwuje alkohol! Można spróbować ciekawych drinków o jeszcze ciekawszych nazwach (np. Jedi Mind Trick), a także coś przekąsić. Recenzji jedzeniowych nie wystawimy, ale atmosfera w lokalu i jego wystrój jest na naprawdę dobrym poziomie.
Pozostałe miejsca na terenie Galaxy’s Edge
Raz jeszcze powtórze, że cała wioska zaprojektowana została z niezwykłą dbałością o szczegóły. O każdym jej zakątku można tak naprawdę napisać osobny akapit. Jeśli najdzie Was ochota na zjedzenie czegoś na krańcu galaktyki, a kantyna będzie w pełni obłożna, innymi opcjami są Docking Bay 7 Food and Cargo oraz Ronto Roasters. Wielbiciele pojazdów kosmicznych odnajdą się przy First Order Cargo i Resistance Supply. Nie pomincie także sklepu Dok-Ondar’s Den of Antiquities, gdzie czekają perełki z najdalszych zakątków uniwersum.
Gwiezdne Wojny poza Galaxy’s Edge
Szefostwo Disneylandu doskonale wie jak zadowolić sympatyków Gwiezdnych Wojen. Nawet ja nie spodziewałem się, że będzie mnie czekać tam po prostu multum przeróżnych atrakcji. Co ciekawe, Galaxy’s Edge nie odwiedziliśmy w pierwszej kolejności, bo zaraz po wejściu na teren parku Moc przyciągnęła nas w inne jego zakamarki.
Hyperspace Mountain
Zamknięty rollercoaster, który wzięliśmy na pierwszy ogień i… trochę tego żałowaliśmy. Rozochoceni zajęliśmy miejsca z samego przodu kolejki i po chwili przekonaliśmy się, że przejazd ten jest jednym z najbardziej hardkorowych w całym Disneylandzie! Spodziewałem się, że będziemy lecieć przez ciemność, a wokół nas rozgrywać się będzie jakaś akcja. Być może się rozgrywała, nie wiem. Wszystko działo się tak szybko, że ciężko było się na czymkolwiek skupić. Entuzjaści szybkich przejażdżek będą zadowoleni. Ja byłem minimalnie zawiedziony.
Star Tours – The Adventures Continue
Jedyna atrakcja w Disneylandzie, na której byliśmy dwa razy! Przejazd odbywa się tutaj w formie symulatora, trochę podobnego do tego z Sokoła Millennium. Zanim wsiądziemy do statku razem z kilkudziesięcioma innymi osobami, czas zajmują nam pogaduszki C-3PO i R2-D2. To zresztą słynne droidy kierują później naszą misją. Z tego co pamiętam to równocześnie wypuszczane są cztery symulatory, a w każdym z nich misja odbywa się według innego scenariusza. Dzięki temu korzystając kolejny raz z atrakcji, jest duża szansa, że udamy się w droidami w inny zakątek galaktyki. Oczywiście polecam usiąść w pierwszym rzędzie, emocje gwarantowane!
Star Wars Launch Bay
Efektownie wyglądający budynek kryje w sobie wystawę, gdzie Gwiezdne Wojny kolejny raz kradną nasze serca. Żaden z sympatyków sagi nie odmówi sobie zobaczenia przedmiotów czy kostiumów używanych przez aktorów w filmach. W środku ustawiają się też dwie kolejki do tajemniczych pomieszczeń, w których można spotkać… Dartha Vadera i Chewbaccę! Przynajmniej my mieliśmy takie szczęście. Z każdą z postaci ma się chwilę dla siebie, a osoba z obsługi robi nam w tym czasie zdjęcia sprzętem, który jej przekażemy. Spotkanie z Chewiem było przemiłe, a z Vaderem… budzące grozę! Gdyby Was Czarny Lord podejrzewał o bycie szpiegiem Rebeliantów to też byście się bali!
Gwiezdne Wojny w Disneylandzie – podsumowanie
Disney stanął na wysokości zadania. Przynajmniej jeśli chodzi o wzbogacenie swoich parków rozrywki. Jako wielki miłośnik Gwiezdnych Wojen wychodziłem z Disneylandu z bananem na twarzy. Gdybym miał wybrać pięć najlepszych starwarsowych momentów z całego dnia spędzonego na terenie parku to byłyby to:
- Przejażdżka Sokołem Millennium
- Spotkanie z Chewbaccą
- Niespodziewana rozmowa z Vi Moradi
- Przemierzanie galaktyki z C-3PO i R2-D2
- Przypadkowe natknięcie się na spacerującego Bobę Fetta
O tym ostatnim w sumie jeszcze nie wspominałem, ale tak, takie wydarzenie miało miejsce. Boba Fett przemierzał alejki Disneylandu ze swoją towarzyszką, która ostrzegała, że można go poprosić o rozmowę i zdjęcie, ale nie każdy dozna tego zaszczytu. Mi się udało. Pogadaliśmy o serialu Mandalorian.
Jeśli chodzi o koszty, które trzeba ponieść, to oprócz dodatkowo płatnych atrakcji, podstawowym krokiem jest kupienie biletu do Disneylandu. Nie ma opcji, żeby zwiedzić samą część Galaxy’s Edge. Bilety do Disneylandu tanie nie są i trzeba liczyć się z wydatkiem ponad 100 dolarów. Ceny bywają różne w zależności od dni tygodnia i świąt czy mniej lub bardziej popularnych turystycznie miesięcy. Jestem jednak pewien, że wielu z Was bez zastanowienia wyłożyłoby taką kwotę żeby móc spełnić swoje dziecięce marzenia 🙂
Niech Moc będzie z Wami!
Jeśli spodobał Ci się ten wpis to zostaw na dole komentarz. To sprawa podstawowa!
PS. Mamy też jakieś nagrania z GoPro z wizyty w Disneylandzie. Być może uda mi się coś kiedyś z tego zmontować i dorzucić tutaj jakiś filmik 😉
Super przygoda.
Moi dwaj synowie 10 i 13lat, są wielkimi fanami star wars. To chodzące encyklopedie a star wars to w domu religia ?
Marzymy żeby tam pojechać ?
Cześć Aga 🙂 Trzymam kciuki, żeby udało się Wam spełnić to marzenie! Chłopaki będą na pewno zachwycone, niezależnie od tego czy pojedziecie tam za rok czy za kilka lat. Jestem pewien, że atrakcji będzie wręcz przybywać, bo Gwiezdne Wojny zbudowały wokół siebie ogromną społeczność i ludzie są głodni takich miejsc 😉 Proszę pozdrowić chłopaków i niech Moc będzie z Wami wszystkimi! 🙂
Świetna sprawa, przekonało mnie to jeszcze bardziej do tego żeby tam być i tego doświadczyć. Nie będę ukrywać, ze jeżeli masz filmik z GoPro to śmiało go wrzuć, napewno obejrzę!
Cały czas zabieram się do sklejenia filmików z tej naszej podróży po Ameryce, ale coś mi ewidentnie nie wychodzi. Muszę chyba zrobić sobie postanowienie noworoczne 🙂 A Galaxy’s Edge to raj dla fanów, wróciłbym tam w podskokach! 😀
Dlaczego i jaki byłby problem żeby przewieźć takiego własnego droida z Droid Depot do Polski i czy byłyby równe problemy z przewiezieniem też takiego własnego miecza świetlnego ?
Hmm, dobre pytanie. Wydaje mi się, że z droidem nie powinno być problemu, w końcu czemu miałby być traktowany inaczej niż każda zabawka 😉
Co innego miecz świetlny, w końcu to potężna broń przecież… Żarcik 😀 Skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że tutaj też byłby on rozpatrywany w kategorii zabawek. Powiem Ci tak, nie sprawdziłem tego na własnej skórze, ale gdyby był jakikolwiek problem z bagażem zawierającym te artefakty to byłbym bardzo, a to bardzo zdziwiony.
Super się czytało, bardzo ciekawy, boskie zdjęcia ❤️ Właśnie planujemy wyjazd w to samo miejsce z Mężem i synem. Zastanawiam się nad logistyką całego wyjazdu? Może masz wskazówki jak w ogóle zorganizować taki wypad?
Dzięki wielkie! ? Z wizyty w Disneylandzie na pewno będziecie zadowoleni. Jeśli chodzi o zaplanowanie całego wyjazdu to ciężko dać mi jakieś takie konkretne wskazówki, bo dużo zależy od terminu, długości itp. Na pewno jeśli chodzi o podróż po USA to trzeba mieć na uwadze to, że odległości pomiędzy głównymi atrakcjami na zachodnim wybrzeżu potrafią być spore i żeby nie gonić na wariata od jednego miejsca do drugiego to warto dać sobie ten czas na dojazdy. Nie ma też co na siłę odwiedzać „wszystkiego”, bo każdy park narodowy jest na swój sposób wyjątkowy i doświadczenie ich jest czymś niesamowitym. Jeśli… Czytaj więcej »
Super opis. Planuję w maju wizytę z synami w Universal, ale Twój entuzjastyczny opis zachęcił mnie do Disneylandu – od zawsze kojarzyłem go tylko z Micky i Donaldem. Czy oprócz Star Wars są tam jeszcze jakieś inne atrakcje dla nastolatków? Pozdrawiam.
Ojjj już końcówka maja, a ja dopiero zobaczyłem komentarz. W Disneylandzie naprawdę można się wybawić porządnie i jestem pewien, że nastolatkom bardzo by się podobało. Rajd z motywem przewodnim Indiany Jones to też było coś!