Dzisiaj Dzień Dziecka, dlatego rzucamy takim luźnym pytaniem – jak to jest przeżywać dziecięce marzenia? Dowiedzieliśmy się tego i to nie raz i nie dwa podczas naszego kilkumiesięcznego roadtripu przez Stany Zjednoczone. Ach, jakież to było piękne, móc doświadczyć tak pięknych chwil! Już za dzieciaka marzyliśmy, żeby przenieść się w świat swoich ulubionych książek czy filmów. Chcieliśmy spotkać bohaterów swoich ulubionych bajek i na żywo zobaczyć słynne sceny z kultowych produkcji. Nawet nie wiecie ile radości sprawiło nam spełnienie tych marzeń, dlatego tym wpisem spóbujemy przekonać Was, że nawet 20 lat później warto za nimi podążać! Sprawdźcie listę sześciu marzeń, które spełniliśmy w USA 🙂
Przeniesienie się w magiczny świat Harry’ego Pottera
[Pauli] Pierwsza książka o Harrym Potterze wpadła w moje ręce w „spadku” po starszym bracie. Dał mi ją idealnie w czas, tzn. wtedy kiedy grunt pod zauroczenie się tą historią był bardzo podatny. W końcu po przeczytaniu Kamienia Filozoficznego został mi raptem jakiś rok na to żeby przyleciała do mnie sowa z Hogwartu z zaproszeniem na kolejny niezwykły rok szkolny. To były czasy, hmm…Jedni Pottera kochają, inni uważają, że to słabej jakości opowiastka dla dzieci i młodzieży, jeszcze inni (o zgrozo) doszukują się w niej jakichś podprogowych przekazów zła. Ja chłonęłam tą opowieść totalnie bez żadnych podtekstów, tak jak każde niewinne dziecko to najlepiej potrafi. Historia jest ekscytująca, zupełnie nierealna, ale jednocześnie tak bliska każdemu. Porusza emocje jakich doświadczamy na co dzień. Stawia miłość, przyjaźń i lojalność ponad wszystko. Uczy wyrozumiałości, wybaczenia i w końcu pokazuje, że nic tak naprawdę nie jest tylko czarne albo tylko białe.
Ja tę opowieść absolutnie uwielbiam i już nie wiem czy to dlatego, że została tak świetnie przedstawiona przez autorkę czy może dlatego, że trafiła do mojego serca w takim wieku, że teraz wszystko co kojarzy mi się z latami beztroskiego dziecięcego życia, uważam za szczególnie wartościowe.
I właśnie przepełniona takimi emocjami wkroczyłam do Universal Studios w Los Angeles, gdzie od razu po przekroczeniu bramy wejściowej obrałam kurs na Hogwart. Wrażenia z części tego parku rozrywki poświęconej Harry’emu Potterowi są nie do podrobienia! Absolutne MUST SEE dla każdego fana.
Dziecięce marzenia zostały zrealizowane i to z naddatkiem! W końcu byłam w Hogwarcie, przechadzałam się po gabinecie Dumbledore’a, odwiedziłam Hagrida i przeleciałam się na grzbiecie hipogryfa, spacerowałam ulicami Hogsmeade, uciekałam przed jęczącą Martą, by w końcu odpocząć przy kuflu kremowego piwa w pubie Pod Trzema Miotłami. To wszystko przy akompaniamencie najlepszej muzyki filmowej rozbrzmiewającej na ulicach tego potterowskiego miasteczka. Wizyta w Universal Studios pozwoliła mi cieszyć się tak jak tylko dzieci potrafią.
Zobaczenie na żywo meczu NBA
[Łukasz] Muszę się tutaj na wstępie przyznać, że moje sportowe dziecięce marzenia to były bardziej piłkarskie. Jednak gdzieś na przełomie gimnazjum i liceum krew, pot i łzy zacząłem zostawiać na koszykarskim boisku. Od kiedy zacząłem też śledzić najlepszą ligę na świecie, marzyłem o tym, aby zobaczyć na żywo mecz NBA. Abstrahując, swoją przygodę z tworzeniem treści w internecie zacząłem właśnie od koszykówki. Prowadziłem nawet bloga o Phoenix Suns, drużynie ze słonecznej Arizony. Dlatego nie powinno Was zdziwić, że jedną z pierwszych pinezek na mapie Stanów zaznaczyłem właśnie w mieście Phoenix .Trasę zaplanowaliśmy tak, aby do Phoenix dotrzeć na przełomie października i listopada, czyli wtedy kiedy ruszał sezon NBA. Na hali pojawiliśmy się prawie 2 godziny przed meczem, czyli wtedy kiedy rozpoczyna się wpuszczanie fanów do środka. Dzięki temu mogłem chodzić dookoła parkietu, obserwować rozgrzewkę zawodników, a nawet cyknąć sobie z nimi zdjęcie i zbić pionę. Przeżycia były niesamowite, naprawdę! Na tym i kolejnym meczu Suns, który jeszcze zobaczyliśmy w Memphis, czułem się jak mały smrodek spełniający te dziecięce marzenia. Wystarczy powiedzieć, że po meczu, chcąc pogratulować zawodnikom zwycięstwa, stałem przy tunelu (do którego schodzili gracze) razem z samymi chłopaczkami sięgającymi mi maksymalnie do łokcia 😀
Przejażdżka konna po amerykańskiej prerii
[Pauli] Jednym z tych bardziej rozpalających moją wyobraźnię obrazków, było wyobrażanie sobie, że jadę na grzbiecie konia przez piękne łąki i lasy, najlepiej żeby gdzieś w oddali majaczyły góry. Ja totalnie wolna, jadę sobie przed siebie. W tym wyobrażeniu występowałam czasem samotnie, czasem z Doktor Quinn lub przyjaznymi Indianami u swego boku. Tak to jest gdy naogląda się amerykańskich produkcji za młodu 😉Uważam, że dziecięce marzenia warto realizować. Dają dodatkowy element niepowtarzalnej ekscytacji, a przecież każde spełnione marzenie to wspaniały rollercoaster emocji. O konnej wycieczce w Stanach, przy akompaniamencie cudownych okoliczności natury, marzyłam od dawna. Cieszę się, że ta czysto abstrakcyjna myśl, że kiedyś w przyszłości będę konno przemierzać stanowe łąki podziwiając cuda natury, przerodziła się w rzeczywistość ? Mimo tego, że wycieczka w Parku Narodowym Grand Teton nie była długa, wywołała we mnie niezwykłą radość!
Spotkanie bohaterów z ulubionej bajki
[Łukasz] Idziecie ulicą pełną kolorowych budynków, co krok mijając rodziców próbujących złapać uciekające im dzieci. Dzień jak co dzień, prawda? Niezupełnie! Nagle przed Wami pojawia się wielki pies, który ani na Was nie szczeka ani nie próbuje Was ugryźć. A do tego ma na twarzy ogromny uśmiech i chodzi tylko na tylnych łapach! Za nim pojawia się czwórka charakterystycznie ubranych młodzieniaszków. Już znamy odpowiedź na pytanie „Scooby Doo, gdzie jesteś?„! W Universal Studios!Moje dziecięce marzenia zakładały, że pewnego dnia spotkam się z bohaterami mojej ulubionej bajki i razem rozwikłamy jakąś zagadkę. Tutaj jedyną zagadką było skąd oni się tam znaleźli. Wiecie, jak w tym memie z autem na drzewie i koniem na dachu. Rozwiązanie było proste, bo aktorzy przebrani za bohaterów bajki krążyli po uliczkach kalifornijskiego parku rozrywki zaczepiając dzieciaki. I jak się okazało, nie tylko dzieciaki. Podeszliśmy, zagadaliśmy, poprosiliśmy o wspólne zdjęcie, a i jeszcze jedną zagadkę się udało rozwikłać! Scooby i spółka zainteresowali się naszymi „odlotowymi” koszulkami i pytali skąd takie mamy i co one oznaczają. Tego totalnie się nie spodziewałem – że historii naszej wyprawy po USA będą słuchać Scooby, Kudłaty, Fred, Velma i Daphne. Fajnie! 🙂
Przeżycie Króla Lwa na Broadwayu
[Pauli] No Króla Lwa to chyba już każdy kocha, co nie? Nie ma nikogo kto nie wzruszyłby się choć raz podczas oglądania tej pięknej bajki. Nie wiem ile razy* oglądałam ją z rodzinką, zamęczając od nowa tę samą kasetę.Jak można przeżyć Króla Lwa na zupełnie innym poziomie ludzkich doznań? Jednym z takich sposobów jest wybranie się na broadwayowski musical. To było spełnienie marzenia o wizycie na Broadwayu i to w najlepszym możliwym wydaniu. Gdy tylko rozbrzmiały pierwsze nuty Circle of Life emocje wbiły nas w fotel. Coś wspaniałego! Świetni aktorzy, świetna muzyka i ta scenografia! To był piękny powrót do dzieciństwa i to w wielkim broadwayowskim stylu 🙂
* pewne jest tylko jedno – na pewno nie tyle razy co Łukasz odtwarzał tę słynną walkę na miecze świetlne pomiędzy kimśtam 1 a kimśtam 2 ?
Lot przez uniwersum Gwiezdnych Wojen
[Łukasz] Moje dziecięce marzenia związane z Gwiezdnymi Wojnami zostały rozpalone, gdy mając 6 lat znalazłem pod świąteczną choinką kasety VHS z pierwszą trylogią kultowej produkcji. W podróży po Stanach na każdym kroku szukałem akcentów związanych z uniwersum stworzonym przez George’a Lucasa. W Parku Narodowym Redwood czułem się jak na planie filmowym Powrotu Jedi, w Dolinie Śmierci szukałem filmowych lokacji z Nowej Nadziei, a w Muzeum Popkultury w Seattle widziałem między innymi miecz świetlny Luke’a Skywalkera.Z tych wszystkich niezwykłych, a wręcz kosmicznych przeżyć, tym najmocniejszym było przeniesienie się do świata Gwiezdnych Wojen w kalifornijskim Disneylandzie. W specjalnie wydzielonej części parku – Galaxy’s Edge – czułem się jakbym rzeczywiście poleciał statkiem kosmicznym na krańce galaktyki. Wszystko było tak realistyczne i tak dopracowane, że uśmiech nie schodził mi z twarzy. Spotkałem też bohaterów swojego ulubionego filmu, a nawet wypiłem niebieskie mleko! Największe emocje wzbudził jednak we mnie lot Sokołem Millennium. Warto było poczekać 75 minut w kolejce, aby polecieć najszybszym statkiem w całej galaktyce. Na dodatek będąc jego pilotem! Takie spełnianie marzeń to ja rozumiem! 😉
Dajcie znać jakie są lub były Wasze dziecięce marzenia i czy już mieliście okazję je spełnić! 🙂
Też mi się marzą Stany. Najlepiej od wschodu po zachód. Może kiedyś 🙂
Taka amerykańska przygoda to coś absolutnie wartego przeżycia 🙂 Trzymam kciuki za spełnienie tego marzenia 😉